Isuzu D-Max: test pick-upa
Idealny do ciężkiej pracy w trudnych warunkach. Muskularny, silny i potężny, a jednocześnie reprezentacyjny i przyjazny dla rodziny. Mowa tu o Isuzu D-Max.
06/2015
Isuzu D-Max. Wstęp
Jest to naprawdę sporych rozmiarów półciężarówka, która nie boi się ani ciężkich warunków pracy, ani nieutwardzonych dróg. Może zabrać na pokład pięciu pasażerów i ponad tonę ładunku. Ten wynik nawet w klasie Pick-upów jest bardzo dobry, wielu konkurentów nie udźwignie więcej niż osiemset kilo. Jeśli chodzi o sylwetkę, to trudno raczej w tej klasie aut szukać nowinek stylistycznych, nie można jednak powiedzieć, że są one brzydkie. Wręcz przeciwnie, te potężne samochody mają niebagatelny urok.
Stylistyka: od razu wiadomo, co to za samochód
Z przodu uwagę przykuwa ogromna i wysoka maska zwieńczona równie potężnym grillem. W testowanym modelu o nazwie Road Ranger w wersji Dark grill połyskiwał w słońcu dużą ilością niklowanych elementów, a centralne jego miejsce zajmowało duże logo Isuzu. Agresywne reflektory zadarte ku górze i osadzone w czarnej nakładce zderzaka halogeny dodały mu szyku i charakteru. Karoseria pokrytą białym lakierem wykończono czarnymi listwami i zabezpieczeniami powierzchni narażonych na uszkodzenie, a w wyposażenie weszły czarne felgi aluminiowe o rozmiarze 18- tu cali. Double-cab, czyli podwójna kabina dysponuje pięcioma miejscami dla pasażerów, a jej wysokość sięga niemal 180 cm.
Za kabiną znajduje się niebagatelnych rozmiarów część ładunkowa o powierzchni prawie dwa i pół metra kwadratowego. Konfiguracje nakrycia przestrzeni ładunkowej można dobrać spośród kilku wariantów. Wnętrze kabiny jest bardzo uporządkowane. Nie zabraknie w nim niczego, co jest niezbędne do komfortowych warunków podróży, począwszy od klimatyzacji, poprzez nawigację, kończąc na elektrycznie regulowanych fotelach. Siedząc na miejscu kierowcy, mamy doskonałą widoczność we wszystkich kierunkach. Przestronność wnętrza nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Otwierając tylne drzwi, można mieć wrażenie, że są nieco wąskie, jednak to tylko złudzenie optyczne. Wsiadanie na tył nie nastręcza żadnych trudności, no może oprócz wysokości, na jaką trzeba się wspiąć. Podobnie jak z przodu na tylnej kanapie, miejsca nie zabraknie nawet wysokim pasażerom. Siedzenia wykonane z mocnej skóry na pewno wytrzymają długi okres wytężonej eksploatacji.
Isuzu D-Max: napęd i jazda
Pod maską znajdziemy 2,5-litrowy silnik z turbodoładowaniem, legitymujący się mocą 163 KM. Jednostki te są prodokowane w zakładzie General Motors w Tychach, co na pewno sprzyja kosztom ewentualnych napraw czy serwisu. Współpracuje on z sześciobiegową skrzynią manualną, przekazującą napęd na tylne koła z dołączaną przednią osią i reduktorem dla wszystkich czterech kół.
Silnik pracuje głośno i w żaden sposób nie da się ukryć, że napędzany jest olejem napędowym. Sama jazda Isuzu nie należy do najbardziej komfortowych, szczególnie beż obciążenia. Samochód przystosowany do przewożenia ciężkich ładunków, przez co z pustą paką nieco „podskakuje” na nierównościach. Dość wyraźnie czuć jego przechyły na ostro pokonywanych zakrętach. Znacznie lepiej reaguje po dociążeniu ładunkiem. Dla potrzeb testu na pakę wrzuciliśmy kilka worków z piachem. Zniknął efekt podskakiwania na wybojach, a prowadzenie znacznie się poprawiło.
Ile pali Isuzu D-Max?
Nikogo raczej nie zdziwi, że ważący prawie dwie tony samochód może sporo palić. Jazda autostradą kosztowała 9,6 litra/100 km. W mieście spalanie przekraczało 10,5 litra. Natomiast jeżdżąc mało ruchliwymi, podmiejskimi drogami, można ograniczyć zużycie nawet do 7,5 litra na 100. Średnie zużycie ze spokojnej jazdy w warunkach mieszanych wyniosło 7,8 litra, a minimalna, jakie udało się osiągnąć to 6,3 l/100 km.
Podsumowanie testu
Isuzu D-Max jest na pewno samochodem wielozadaniowym. Atrakcyjna sylwetka komponuje się z jego uniwersalnością. Doskonale nadaje się jako wół roboczy, ale również jako samochód rekreacyjny i rodzinny. Jazda w mieście nie jest jego domeną szczególnie ze względu na gabaryty. Parkując poprzecznie do drogi, zazwyczaj pół maski wystaje na jezdnię. Jego potężna sylwetka zwraca uwagę, więc nie da się być w nim anonimowym. A jeżeli chodzi o ekonomię jazdy, D-max nie jest demonem oszczędności, ale jak na swoje rozmiary i funkcjonalność zapotrzebowanie na paliwo zdecydowanie mieści się w normie.