Cztery lata później, czyli używane Renault Zoe. Jak się sprawdza miejski elektryk z 2020?
Renault Zoe to jeden z najpopularniejszych modeli elektrycznych na rynku. Samochód już zszedł z linii produkcyjnej, chociaż przez kilka lat zdążył wykręcić naprawdę solidny wynik sprzedażowy. Jak się sprawuje po latach? Tak wygląda rzeczywistość z czteroletnim, zupełnie prywatnym egzemplarzem.
Renault Zoe po latach: spis treści
Renault Zoe: przekrój modelu
Chociaż Zoe do produkcji weszło w 2012 roku, to pierwsze prototypy i rysunki pokazywano znacznie wcześniej. Historia zaczyna się w 2005, kiedy to Francuzi w Genewie pokazali koncept „Renault Zoe City Car” (nazywany też Z17). Ostatecznie z pierwszych planów nie pozostało nic, poza nazwą. Tę wykorzystano ponownie już w 2009 (Zoe Concept) oraz w 2010 (Zoe Preview). Drugą datę można śmiało uznać za rok narodzin modelu takiego, jakiego znamy: pierwszy raz pokazano faktyczny zarys, kształt i model. Koncept charakteryzował się silnikiem elektrycznym o mocy 89 KM oraz zasięgiem wynoszącym 160 kilometrów.
Zobacz też: Popularny model Mercedesa będzie elektryczny. Premiera już w 2025
Przeskoczmy jednak do 2012. Wówczas — także w Genewie — pokazano model produkcyjny, czyli Renault Zoe ZE. Pięciodrzwiowy, zgrabny hatchback stanowił katalogowe dopełnienie do odrobinę mniejszego (wówczas) Clio. Do 2015 roku instalowany był akumulator o pojemności 22 kWh oraz 87-konny silnik elektryczny. Samochód miał gwarantować zasięg do 100 kilometrów w warunkach zimowych oraz 150 w warunkach miejskich przy dodatnich temperaturach. Samochód można było ładować z maksymalną mocą do 43 kW, co pozwalało na doładowanie w czasie około 30 minut — jeśli się oczywiście taką ładowarką dysponowało. W 2015 roku dołączono nieco mocniejszy silnik, a w 2016 także większy wariant baterii: ZE40, czyli Zoe z akumulatorem o pojemności 41 kWh. Taka wartość już pozwoliła nieco poszaleć, bo producent obiecywał nawet 400 kilometrów na jednym naładowaniu.
Zoe stało się bestsellerem, a Renault nie osiadało na laurach. W 2019 roku wypuszczono facelifting modelu, co pozwoliło także na dodanie wariantu z akumulatorem o pojemności 52 kWh. Ponieważ zastosowano także mocniejsze silniki (R110 i R135 – cyfry odpowiadają ilości koni mechanicznych), zasięg nie wzrósł względem poprzednika, ale w dalszym ciągu miał pozwolić na swobodne przejechanie 385 kilometrów według WLTP. Jak było faktycznie? Na to pytanie odpowiadamy osobiście, bo opisywany w artykule egzemplarz to właśnie R135 z akumulatorem 52 kWh z roku 2020.
Renault Zoe R135 52 kWh: opis egzemplarza
Opisywane Renault Zoe to najwyższy możliwy wariant dostępny do kupienia w 2020 roku. Samochód charakteryzuje się silnikiem elektrycznym umieszczonym na przedniej osi, generującym moc 135 KM (100 kW), akumulatorem o pojemności 52 kWh oraz… brakiem ładowarki DC. Krótko mówiąc: jest książkowym wzorem samochodu wyłącznie miejskiego, ewentualnie podmiejskiego.
Design zewnętrzny
Zacznijmy od designu. Chociaż po liftingu nieco unowocześniono model, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, to w dalszym ciągu nie sposób ukryć kilkuletniego już wówczas projektu. Model starzeje się dość dobrze, jednak w porównaniu z nowymi produktami marki już nieco „trąci myszką”. Przypomnijmy, że taki sam model można było kupić jako nowy jeszcze w 2024 roku, czyli 12 lat po premierze egzemplarza produkcyjnego i 14 lat po pokazaniu ostatniego konceptu przed wersją produkcyjną.
Projektanci kształtem poszli w kierunku aerodynamiki. Liczne przetłoczenia nie są bardzo ostre, samochód ma dość długi rozstaw osi oraz mocno wyprofilowany przód. Zrezygnowano także z tradycyjnej klamki z tyłu na rzecz „trójkąta” obok szyby. Gniazdo ładowania schowano sprytnie pod przednim logo marki, które otwiera się z poziomu przycisku pod ręką kierowcy. Pasujące i nowocześnie wyglądające są tylne lampy z przeźroczystym kloszem. Auto dość trudno nawet opisać: jest to tak charakterystyczny już – po tylu latach – design, że można go podsumować zdaniem: koń, jaki jest, każdy widzi.
Zobacz też: Ta elektryczna Kia została nominowana do prestiżowej nagrody. Sukces koreańskiej marki
Co słychać w środku?
Niewiele zmian wprowadzono także do wnętrza. W centrum gości spory tablet, na którym nie znajdziecie jeszcze obecnego już w nowych modelach Renault systemu Android, a dość stary OS francuskiej marki. Pozwala on jednak na podłączenie się (niestety wyłącznie przewodowo) do systemów klonowania ekranu, czyli Androida Auto oraz Apple CarPlay. I to, w gruncie rzeczy, jego główna i najważniejsza zaleta. Nie jest to skomplikowany wytwór, a na plus jest pozostawienie obsługi klimatyzacji w analogowych gałkach oraz przyciskach pod wyświetlaczem. Ekrany zastosowano także w miejscu zegarów, co już nikogo nie powinno dziwić, szczególnie w EV.
Główną wadą wnętrza w tym roczniku jest brak regulacji fotela na płaszczyźnie góra-dół. Trudno przez to pozbyć się wrażenia siedzenia „na krześle”. We wnętrzu też panuje festiwal wszechobecnego plastiku i słabego wygłuszenia: to słychać nawet przy zamykaniu drzwi czy klapy bagażnika, wraz z rozchodzącym się metalicznym podźwiękiem niczym z dostawczaka. Trudno tego też nie zrozumieć: producent szukał każdego możliwego sposobu na redukcję masy. Tylko jakim kosztem…
Jak jeździ czteroletnie Zoe? Zasięg po 32 tysiącach kilometrów
Ten akapit powinniśmy podzielić na dwie części: „Zoe latem” oraz „Zoe zimą”, bo okazuje się, że mamy do czynienia z dwoma różnymi samochodami, w przenośni oczywiście.
Zacznijmy więc od wariantu „Zoe latem„. Tutaj trudno doszukać się wad, jeśli autem poruszamy się po mieście lub suburbiach. W trybie „ECO”, który nieco ogranicza osiągi (ale w dalszym ciągu reaguje na „kickdown” w razie potrzeby), samochód bez najmniejszego problemu może przejechać od 300 do 350 kilometrów. Zasięg waha się w zależności od ilości kilometrów pokonanych na drodze ekspresowej powyżej 90-100 kilometrów na godzinę: wówczas zużycie energii bardzo rośnie.
Wariant „Zoe zimą” okazuje się być znacznie mniej korzystny dla samochodu. Wydajność baterii spada, zużycie energii rośnie, a jakby tego było mało, komputer samochodu zdecydowanie gorzej wykorzystuje rekuperację, co tylko pogłębia problem. Tutaj zasięg z opisywanych wyżej 300-350 kilometrów realnie zmniejsza się do 200, może 250 kilometrów w wyłącznie miejskich warunkach.
Wadą może być brak ładowarki DC
Zoe było oferowane domyślnie wyłącznie z ładowarką AC i za dopłatą z możliwością rozszerzenia gniazda także do DC (CCS2). Chociaż „wolny” wariant nie jest bardzo zły, bo przyjmuje prąd trójfazowy do mocy 22 kW (dla warunków miejskich i podmiejskich — rewelacja i absolutnie wystarczająca opcja), to jednak o dalszych podróżach potencjalni właściciele mogą zapomnieć. Oczywiście, Zoe nigdy nie powstało do przemierzania autostrad, ale jednak stopień uniwersalności samochodu mocno spada.
Czy po 4 latach i 32 tysiącach kilometrów widać jakąkolwiek różnicę?
„Test” można nazwać „bardzo długodystansowym”, bo jest „wykonywany” na samochodzie zupełnie prywatnym, będącym w jednej rodzinie od nowości. Czy po tych czterech latach można zauważyć jakąkolwiek degradację baterii? Zupełnie nie. Oczywiście należy wziąć poprawkę, że to dość krótko, a roczny przebieg wcale nie jest bardzo wysoki.
Samochód także nie jest bardzo wymagający pod kątem usterek i serwisów. Do tej pory klocki hamulcowe zużyły się do poziomu 60% stanu od nowości, a tarcze hamulcowe w dalszym ciągu nie wymagają żadnych prac serwisowych. Zmianie do tej pory podlegał tylko filtr kabinowy oraz płyn hamulcowy.
Podsumowanie. Używane Renault Zoe: czy warto?
Renault Zoe to były bestseller francuskiego producenta nie bez powodu. Samochód w czasie swoich lat produkcyjnych kusił klientów przyzwoitym zasięgiem, nie grzeszył nowinkami technologicznymi i osiągami, a w warunkach miejskich sprawdzał się świetnie.
Nie jest to jednak „książkowy” przykład wzorowo wykonanego auta. Potencjalni nabywcy także powinni rozważyć zakup dostosowany do swoich potrzeb. Jeśli auto jest używane wyłącznie w celach dojazdów oraz ładowane na własnym podwórku, to wybór będzie świetny. Jeśli jednak ma to być jedyny samochód w rodzinie, który w perspektywie musi wykonywać kilka dalekich tras rocznie, to zdecydowanie należy szukać egzemplarza z gniazdem ładowania DC.
Trzeba też wziąć poprawkę na to, że Zoe nigdy nie był projektowany jako „krążownik” i można mu wybaczyć wady samochodu zupełnie uniwersalnego. W swojej roli „mieszczucha” sprawdza się natomiast świetnie.